Jakiś czas temu spotkałam jednego ze swoich uczniów. Pamiętam go dobrze – zawsze przygotowany do zajęć i ambitny. Po krótkiej wymianie zdań (oczywiście po polsku 😉) okazało się, że Juan – choć błyszczał na zajęciach, w codziennej rozmowie czuł się... zagubiony. „Na lekcjach wszystko jest idealnie uporządkowane,” zaczął Juan, „ale kiedy rozmawiam z Polakami, czuję się, jakbym uczył się innego języka.”
Myślę, że Juan nie jest odosobnionym przypadkiem. Żywy język jest pełen uproszczeń, skrótów, kolokwializmów i czasem nawet błędów, które jednak nikogo nie rażą.

Jakie największe problemy napotkał Juan na swojej językowej drodze?


1. Różnice między językiem formalnym i nieformalnym.

Juan szybko zorientował się, że formalne „dzień dobry” jest często zastępowane przez szybkie „cześć”, a „czy mógłbyś” brzmi sztywno w codziennych sytuacjach, gdzie raczej mówi się po prostu „możesz?”. Problemem było dla niego wyczucie, kiedy należy być oficjalnym, a kiedy nie, bo podręcznik nie wyjaśniał tych subtelnych różnic społecznych. Polacy, szczególnie w luźnych rozmowach, nie bawią się w nadmierne uprzejmości – zamiast tego stawiają na prostotę i bezpośredniość.

2. Zrozumienie potocznych wyrazów i idiomów.

Juan twierdzi, że ulubione słowa Polaków to: „luz”, spoko”, „masakra”, a przede wszystkim „no” używane na początku, w środku i na końcu zdania. Powodzenia każdemu, kto chciałby znaleźć w słowniku znaczenie tychże wyrazów oraz jakąś regułę, kiedy można ich używać.

Innym problemem są idiomy i powiedzenia. Kiedy Juan usłyszał: „nie rób z igły widły” po tym, jak zareagował zbyt emocjonalnie na drobną sprawę, nie miał pojęcia, o co chodzi. Polska mowa potoczna jest pełna takich zwrotów, których nie znajdziesz w standardowych podręcznikach.

3. Regionalizmy.

Podczas swoich podróży po Polsce Juan zauważył, że w różnych regionach ludzie używają innych słów i zwrotów, co potęgowało jego problemy z językiem. Kiedy pojechał do Gdańska, usłyszał słowo „bulić”, co oznacza „płacić”, a w Krakowie natknął się na wyrażenie „zaklepać”, co oznacza „zarezerwować” lub „zajmować”. Na Śląsku dowiedział się o istnieniu odrębnego języka – śląskiego, który w ogóle nie przypominał polskiego. Te lokalne różnice były dla niego frustrujące, bo miał wrażenie, że mógłby się uczyć polskiego przez następne 100 lat a i tak, podróżując po Polsce, usłyszy słowa, które będą dla niego zupełnie obce.

4. Przysłówki typu „zaraz”, „za chwilę”, „za moment”.

Juan na lekcjach polskiego nauczył się precyzyjnych określeń czasu, takich jak „teraz”, „za chwilę” czy „później”. Kiedy jednak zapytał swojego współlokatora: „Kiedy naprawisz światło w łazience?” i usłyszał w odpowiedzi: „Zaraz” okazało się, że „zaraz” w mowie potocznej może oznaczać „za godzinę, może dwie, może później”.

5. Problemy z polską gramatyką.

W teorii Juan opanował zasady polskiej gramatyki, ale w praktyce okazało się, że kontrolowanie przypadków i końcówek w trakcie mówienia jest niemożliwe do zrobienia.

„Pamiętam jedną wizytę w restauracji” – wspomina Juan. „Byłem z dziewczyną, Polką, i bardzo zależało mi, żeby zrobić dobre wrażenie, więc stresowałem się, zamawiając posiłek. Cały czas się zastanawiałem, czy powiedzieć: „Poproszę kurczak czy kurczaka” i z „frytkiem czy frytkami”. Z tego stresu rozbolał mnie brzuch i ostatecznie nic nie zjadłem.”

6. Reakcja na błędy.

W końcu Juan przyznał, że jednym z największych wyzwań było to, jak Polacy reagują na jego błędy. Na lekcjach nauczyciele cierpliwie go poprawiali, w codziennym życiu było jednak inaczej. Polacy często w ogóle go nie poprawiali – zamiast tego mówili, że „super mówi po polsku”. Początkowo to go cieszyło, ale potem zaczął się zastanawiać, dlaczego nikt mu nie mówi, co robi źle. W końcu zrozumiał, że tak długo, jak jest zrozumiany, nikomu nie przeszkadza, że myli dopełniacz z biernikiem, a zwracanie komuś uwagi na błędy językowe może być odebrane jako niegrzeczne i niemile widziane.

7. uchanie radia i telewizji – prawdziwy test na wytrwałość.
Juan postanowił, że zanurzenie się w polskojęzycznych mediach pomoże mu lepiej osłuchać się z językiem mówionym i rozwinąć swoje umiejętności lingwistyczne. To jednak okazało się trudniejsze, niż się spodziewał. Prędkość mówienia prezenterów telewizyjnych była dla niego zaskakująca. „Oni mówią tak szybko, że nie jestem w stanie rozróżnić słów!” – mówił z frustracją. Programy informacyjne były szczególnie trudne – pojawiały się w nich skomplikowane tematy polityczne i społeczne, których słownictwo różniło się od tego, co dotychczas znał.

Język polski, którego uczysz się na zajęciach, to tylko początek. Juan jest dowodem na to, że podręcznikowy polski to tylko jedna strona medalu. Prawdziwa przygoda zaczyna się, kiedy wychodzisz z klasy i zaczynasz mówić – nieidealnie, z błędami, ale autentycznie.